Szlag by ich trafił cholernych opuszczonych przez-. Wbiłam sztylet w korę drzewa ze złości. Co to miało być? Miałam już ich w garści. Jeevan już był o krok, by nimi się zająć i tak po prostu to wszystko w błoto. Wszystko zniknęło jakby nie miało jakiegokolwiek wartości. Tak po prostu zostałam przeniesiona przez siły wyższe do, ekhm wie gdzie. Serce waliło mi niemiłosiernie. Nie ze strachu, lecz z powodu zniknięcia Jeevana. Nigdzie nie było tego durnia. Przez myśl mi przeszło, aby zajrzeć do tej wioski, ale z daleka widzę, że jest zamieszkała przez ludzi. Nie ważne gdzie jestem ich wszystkich nienawidzę i nie będę prosić się o pomoc.
-Jeevan! Jeevan!? - Wykrzyczałam jego imię w nadziei, że mnie usłyszy. Może i mam cienki głos, ale on powinien mnie usłyszeć. Rozglądałam się również za jakimiś śladami. Chociażby w trawie, że tędy przechodził. Cokolwiek.